ROSJA

Syberia: W poszukiwaniu kolei widma

Tomasz Grzywaczewski, 23.04.2014

Wyruszamy na Drogę Umarłych

fot.: Tomasz Grzywaczewski

Wyruszamy na Drogę Umarłych
Mówi się, że więźniów, którzy zmarli podczas budowy Transpolarnej Magistrali Kolejowej, wrzucano bezpośrednio pod nasyp. Zapomnianą kolej w środkowej Syberii zaczęto nazywać Martwą Drogą – nigdy nie przejechał po niej żaden pociąg

O Transpolarnej Magistrali Kolejowej krążą ponure legendy. Podobno każdy pojedynczy podkład leży na kościach łagierników – stąd też zaczęto ją nazywać Martwą Drogą lub Drogą Umarłych. Porzucona pośród bezkresnych bagien tajgi i tundry, stanowi dzisiaj niemy pomnik okrutnego szaleństwa epoki stalinizmu. Budowana w latach 1949-1953 przez dziesiątki tysięcy więźniów gułagu, linia miała połączyć leżące na wysokości koła podbiegunowego miasta Salechard i Igarka w środkowej Syberii.

Monstrualną inwestycję przerwała śmierć Stalina. Z planowanych 1297 km udało się wybudować 697 km nasypu. W kilka tygodni po odejściu krwawego dyktatora prace przerwano, a zeków, strażników i personel administracyjny ewakuowano. Transpolarna Magistrala stała się Drogą Umarłych. Jako jeden z pierwszych dziennikarzy spoza Rosji dotarł tam na początku lat 90. polski fotograf Tomasz Kizny. Jego czarno-białe zdjęcia zagubionych w dziczy lokomotyw, wagonów i torów były moim pierwszym spotkaniem z Syberią. Wspólnie z moim przyjacielem Maćkiem Cyprykiem postanowiliśmy odszukać zaginione łagry na najbardziej niedostępnym, wschodnim odcinku kolei w okolicach osady Janow Stan. Wcześniej nie dotarli tam żadni badacze spoza Rosji. W sierpniu 2013 r. razem z Łukaszem Orlickim, szefem działu badań magazynu „Odkrywca”, Anną Hyman – doktorantką na New York University oraz operatorem kamery Markiem Kozakiewiczem wsiedliśmy do samolotu, który zabrał nas do Krasnojarska na początek eskapady na Daleką Północ.

NA TEMAT:

Krasnojarsk – Turuchańsk

Potężna kopuła zwieńczona złotą iglicą wyraźnie odcina się na tle monotonnego pejzażu blokowisk i industrialnych budynków pokrywających Krasnojarsk. Od XIX w. zatrzymują się tutaj pociągi pędzące carską Koleją Transsyberyjską. Z wagonów wysypują się nie tylko lokalni podróżni, ale również backpackersi zafascynowani mitem „Transsibu”. W czasach stalinowskich stawały tutaj jednak zupełnie inne składy. W zaplombowanych stołypinkach (wagonach towarowych zamienionych na cele) transportowano miliony przyszłych łagierników. Trafił tam także Polak Wojciech Borsuk, którego relację odnaleźliśmy w archiwum Ośrodka Karta. Spośród wspomnień naszych rodaków osadzonych na Martwej Drodze, jego opowieść okazała się najbardziej przejmująca i obrazowa. Skazaniec nie miał pojęcia, że podobnie jak 80-120 tys. innych więźniów trafi na Transpolarną Magistralę Kolejową. Nikt dzisiaj nie wie, ilu ludzi więziono na wielkiej budowie, ilu zmarło z głodu, chorób i wycieńczenia.

Aleksieja Andriejewicza Babija, szefa krasnojarskiego oddziału stowarzyszenia Memoriał, spotykamy w małym mieszkaniu w obskurnym bloku pamiętającym chyba jeszcze czasy Breżniewa. Siedziba tej największej rosyjskiej organizacji pozarządowej, dokumentującej zbrodnie komunistycznego reżimu, jest po sufit zawalona archiwami i publikacjami. Ale pytany o Martwą Drogę Aleksiej bezradnie rozkłada ręce. – Nasza wiedza o tym, co działo się na Magistrali, jest ciągle bardzo niepełna. To jedna z największych białych plam na mapie Archipelagu Gułag – mówi wprost.

Ludzi, którzy mieli trafić na Północ, transportowano barkami płynącymi po Jeniseju. Był wśród nich także Wojciech Borsuk. Z portu rzecznego w centrum Krasnojarska odchodzą dzisiaj statki pasażerskie kursujące w stronę Oceanu Arktycznego. Na dalekiej Syberii rzeki są jedynymi szlakami komunikacyjnymi. Dróg praktycznie nie ma. Naszym celem jest miasteczko Turuchańsk, skąd spróbujemy znaleźć środek transportu w głąb tajgi. Okrętujemy się do ciasnych kajut pod pokładem statku Lermontow. Najniższa klasa. Przez pokryte warstwą brudu bulaje widać porośnięte lasem brzegi. Jenisej to jedna z największych rzek świata. Jest pięciokrotnie dłuższa i toczy u ujścia dwadzieścia razy więcej wody niż Wisła. Niebieską wstęgą przecina Syberię, dzieląc ją na dwie wielkie krainy: Nizinę Zachodniosyberyjską i Wyżynę Środkowosyberyjską. Co jakiś czas migają nam przed oczami nieliczne wioski. W jednej z nich, o nazwie Bakhtia, Werner Herzog nakręcił ostatnio film „Szczęśliwi ludzie: rok w tajdze”.

Współtowarzysze podróży nie mogą się nadziwić, czego grupa obcokrajowców szuka na kole podbiegunowym. I to jeszcze z „djewuszką”. Kto to widział, żeby dziewczyna w towarzystwie czterech facetów pchała się w tajgę. Świat stanął na głowie! Komentarze miejscowych przypominają bardziej zakłady, ile dni uda nam się przeżyć, zanim potoniemy w trzęsawiskach, zgubimy się w bezludnych lasach albo zostaniemy pożarci przez niedźwiedzia. Naszym rozmówcom włos jeży się na głowie jednak dopiero wtedy, kiedy dowiadują się, że na wyprawę wyruszamy bez broni palnej. – Ale mamy to! – z dumą prezentujemy specjalne klaksony hukowe i gaz pieprzowy produkowany w USA na okoliczność spotkania z misiem. Wzbudzamy tym powszechną wesołość wśród podróżnych zgromadzonych w palarni – okrętowym centrum życia towarzyskiego. – Takie zabawki to są może dobre na amerykańskie niedźwiadki – śmiejąc się do łez, rzuca Wowa, Czeczen mieszkający od lat w Igarce nad Jenisejem. Ale nam do śmiechu raczej nie jest. Nie dość, że nie mamy karabinów, to jeszcze kompletnie nie wiemy, co nas czeka po opuszczeniu pokładu.

Cała relację z wyprawy przez Syberię przeczytasz
w najnowszym wydaniu magazynu Podróże


Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.