KIRGISTAN

Kirgistan w siodle i na oklep. Konna wyprawa przez góry w sercu Azji

Monika Filipiuk-Obałek, 4.08.2016

W Kirgistanie źrebięta rodzą się i nabierają sił w swoim naturalnym środowisku

fot.: Monika Filipiuk-Obałek

W Kirgistanie źrebięta rodzą się i nabierają sił w swoim naturalnym środowisku
Wodze ze sznurków, jazda we dwójkę na jednym koniu lub marsz pieszo tuż obok – tak często wyglądają wyprawy konne w Kirgistanie

Większość przyjeżdża tu z Europy po to, by zdobyć jeden z trzech siedmiotysięczników, które leżą w Kirgistanie, w górach Pamir i Tienszan. Dla nas wspinaczka nigdy nie stanowiła celu samego w sobie, duże wysokości osiągamy raczej „przy okazji”. Ale w górach, w otoczeniu monumentalnej przyrody, żyją Kirgizi i ich konie. Dla nas to istny raj! Razem z mężem z daleka omijamy agencje turystyczne, tym samym zdając się na dłuższe i bardziej mozolne poszukiwania. Chcemy dotrzeć do mieszkańców, podejrzeć ich codzienne życie i konie w naturalnym środowisku. Posługujemy się jako tako językiem rosyjskim, co stawia nas w nieco lepszej, od anglojęzycznych przyjezdnych, sytuacji. Pozwala na w miarę sprawną komunikację w każdym zakątku kraju, otwiera też więcej drzwi.

NA TEMAT:

Nocleg w tradycyjnej jurcie 

Rustam wraz z żoną mieszka w stolicy – Biszkeku. W sezonie jego rodzice przebywają w górach Tienszan, w małej osadzie na południowy wschód od miasta. Ojciec Rustama ma konie, a on sam chciałby w przyszłości założyć biznes turystyczny. Docieramy busem do wsi i dalej musimy iść pieszo. Droga prowadząca w góry nie nadaje się do ruchu kołowego. Tuż obok rodzinnej jurty stoi większa, gościnna. Tam nocujemy. Wyposażenie jurt jest współczesne: ogniska zastąpiły żeliwne piecyki, stoi telewizor, radio, a nasza jurta turystyczna nawet konstrukcję ma nowoczesną – jej szkielet wykonano z metalu. Jest też dużo większa, by pomieścić jak najwięcej gości. Wnętrza jurt komercyjnych zazwyczaj przypominają chiński stragan, zarówno kolorystyką, jak i materiałami. Próżno szukać tu tradycyjnych szyrdaków – filcowych dywanów, ręcznie wytwarzanych z nieczesanej, prasowanej wełny owczej z narodowymi wzorami, które w 2012 r. wpisane zostały na listę UNESCO.

Przy wejściu stoją beczki z kumysem. Wedle tradycji wchodzący powinien choć raz w nich zamieszać, by pomóc fermentacji

Przy wejściu stoją beczki z kumysem. Wedle tradycji wchodzący powinien choć raz w nich zamieszać, by pomóc fermentacji, fot. Monika Filipiuk-Obałek 

Kirgistan  raj dla miłośników koni

Konie dostrzegamy wszędzie. Ojciec Rustama ma ich tylko kilkanaście. Bogatsi pasterze mogą pochwalić się stadami po kilkadziesiąt czy sto sztuk. Na klaczach zazwyczaj się nie jeździ, chyba że są akurat jałowe (nie zaszły w danym roku w ciążę). Koń to w Kirgistanie rzeczywiście nieodłączny element górskiego krajobrazu. W sezonie, kiedy stada owiec, kóz i bydła wypędzane są na pastwiska, staje się jedynym środkiem lokomocji. Kobyle mleko, z którego wytwarza się kumys, jest podstawą codziennej diety, a konina – najczęściej spożywanym mięsem. Rustam stwierdza, że ojciec ma tylko jedną nadającą się do jazdy klacz i musimy jechać na zmianę. Okazuje się więc, że zamiast rajdu czeka nas raczej krótki spacer. Ale to nie koniec niespodzianek: klacz ma przy sobie źrebię, które musi iść z nią, a ogłowie trzeba na miejscu zmajstrować z kilku związanych sznurków. Siodło też ma specyficzną konstrukcję – chyba już nic nie jest w stanie nas zdziwić. Klacz jest takich rozmiarów i w takiej kondycji, że mierzący niemal 190 cm mój mąż słusznie ma wyrzuty sumienia i decyduje się na pieszą wycieczkę.

Wyprawa na przełęcz Alamedin 

Razem z Rustamem ruszamy w górę rzeki Ala Archa. Szczyty, w których kierunku zmierzamy, mają ponad 4000 m. Klacz bez większego wysiłku wędruje kamienistą ścieżką. W końcu to jej naturalne środowisko. Po kilkudziesięciu minutach robimy popas. My siadamy na trawie, źrebak ssie matkę. Koń to po kirgisku at. Nikt nie nadaje tu zwierzętom imion. Nie ma sentymentów czy szczególnej więzi. Klacze służą do produkcji mleka i rozrodu, na ogierach i wałachach się jeździ, a źrebięta, szczególnie płci męskiej, często się zjada. Nie ma weterynarzy, podkuwaczy. Jeśli koń okuleje, trafia na talerz.

 Dolina Alamedin to wrota do raju dla wszystkich miłośników gór, dzikiej przyrody i koni

Dolina Alamedin to wrota do raju dla wszystkich miłośników gór, dzikiej przyrody i koni, fot. Monika Filipiuk-Obałek 

W okolicy przełęczy Alamedin czujemy się jak odkrywcy w raju – nie ma turystów ani całej infrastruktury Wspinamy się na dość strome zbocze. Coraz więcej tu kamieni, droga właściwie się kończy. W pewnym momencie w górze widzę stado półdzikich koni z rozwianymi grzywami. Patrzą na nas jak strażnicy podniebnego zamku. Są dość daleko, dlatego obserwują nas w spokoju, nie uciekają. Docieramy na wysokość około 2500 m n.p.m. Na zboczach unoszą się opary, w dole wije się rzeka, zieleń urozmaicają skały. – Dawniej wiódł tędy Szlak Jedwabny, podróżowano z końmi jucznymi i wielbłądami – mówi Rustam. Teraz właściwie nikt tu się nie zapuszcza. Niespodziewanie zaczyna padać deszcz. Chowamy się w skalnym załomie i rozpalamy małe ognisko.

Przez dzikie góry nad jezioro Son-Kul


Jezioro Son-Kul jest popularne wśród turystów. Otoczone łagodnymi zielonymi pagórkami z serpentynami ścieżek wydeptanych przez zwierzęta i pasterzy, wygląda bajkowo. Docieramy do doliny, w której stoi gospodarstwo przypominające mały upadły PGR. Kola i jego brat Ahmed początkowo patrzą na nas dość nieufnie. Pozwalają nam rozbić namiot na betonowym tarasie pod dachem. Rano, po wspólnym śniadaniu, stwierdzają, że pojedziemy z Kolą w trójkę. Na… dwóch ogierach. Z racji wzrostu i wagi Marcina Kola musi jechać ze mną. Marcin i nasze plecaki lądują na grzbiecie czterolatka, a ja z Kolą na starszym gniadoszu. Trzeba było przyjechać w serce Azji, żeby doświadczyć takiej wycieczki! Kola siedzi na zadzie, na poduszce, a ja w siodle. Startujemy z wysokości około 2500 m n.p.m. i stępem wędrujemy do przełęczy Asylbek na 3300 m n.p.m. Jedziemy wzdłuż łagodnych zboczy i dopiero przy ostatnim podjeździe pod przełęcz zsiadamy i docieramy do celu piechotą. Stąd czeka nas droga w dół do jeziora i pożegnanie z Kolą i naszymi wierzchowcami.

Nad jeziorem Son-Kul jest sporo jurt, w których łatwo znaleźć nocleg i konie na przejażdżkę

Nad jeziorem Son-Kul jest sporo jurt, w których łatwo znaleźć nocleg i konie na przejażdżkę, fot. Monika Filipiuk-Obałek 

Po dotarciu do kolejnych jurt znowu pytamy o konie. Dostajemy największego w stadzie wałacha (dla Marcina), młodego ogiera oraz dwóch Kirgizów za przewodników. Nie wzbudzamy w nich zbytniego zaufania. Chcą mego buntowniczego nieco konia prowadzić na uwiązie. Po dobrej godzinie udaje mi się ich przekonać, że tytułu instruktorskiego nie dostałam kilkanaście lat temu w Polsce za nic. W Kirgistanie o tym, czy ktoś jest dobrym jeźdźcem, świadczą nie tytuły, ale np. umiejętności gry w kok-boru – narodową grę podobną do buzkaszi, gdzie dwie drużyny na koniach walczą o kozią skórę. Wymaga ona nie lada zwinności i sprawności fizycznej. Tym razem, jadąc wzdłuż brzegu jeziora, możemy pozwolić sobie na szybsze tempo. Mój wierzchowiec jakby tylko czekał na galop – jako młody ogier nie chodzi z innymi końmi po wybiegu i sporą część czasu stoi uwiązany. Po trzech umówionych godzinach musimy się rozstać. Choć zdarza się wypożyczyć konie bez przewodnika, nam się to niestety nie udało. W oczach Kirgizów, którzy niemal rodzą się w siodle, przybysze z „Zachodu” należą do grupy niewtajemniczonej. Zwłaszcza że większość turystów umawiających się na komercyjne przejażdżki przybywa tu bez jeździeckich doświadczeń. Na miano jeźdźca trzeba sobie w Kirgistanie zasłużyć... 

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.