SZANGHAJ

Jedna wizyta w Szanghaju to za mało. Będziesz chciał tu wrócić!

Katarzyna Boni, 14.04.2016

Szanghaj - Bund

fot.: www.shutterstock.com

Szanghaj - Bund
Za pierwszym razem Szanghaj wydał mi się pusty i sztuczny. Za drugim razem zachwycił energią i pulsującym życiem. Jaki będzie za trzecim razem?

Na ławce stoi duży magnetofon. Z głośników leci powolne tango. Na chodniku pomiędzy drzewami pary kręcą piruety, oczy lekko przymknięte, dłoń muska plecy, obrót. Muzyka się urywa. Pulchna Chinka przeciera czoło nadgarstkiem, na którym zawiązała frotowy materiał w biało-różowe paski. Jej partner – starszy pan z fryzurą à la Mao, w różowym polo i w okularach pilotkach – kłania się nisko i zmienia partnerkę. Salsa. Stukają obcasiki, wirują spódniczki. Każdy może dołączyć do lekcji tańca w parku Fuxing.

Obok, z marsową miną, stoi kamienny Marks przytulony do kamiennego Engelsa. Patrzą na starszą parę rozgrywającą partię badmintona pod pomnikiem. Czy, ogłaszając rewolucję społeczną, spodziewali się, że utrwaleni na wieczne czasy w kamieniu będą mieli pod nosem szanghajczyków ćwiczących capoeirę, starsze panie w piżamach praktykujące operę, panów wyprowadzających na spacer ptaki w klatkach, ekspatów na pikniku z winem i serami i małe dzieci biegające z latawcami?

Szanghaj - park Fuxing

Fot. Shutterstock.com

NA TEMAT:

Chińskie art déco

Zanim Szanghaj usłyszał o komunizmie (to tu w 1921 r. powstała Chińska Partia Komunistyczna), był miejscem, gdzie bezwstydny luksus dotykał upokarzającej biedy. Miastem rządziły pieniądze, hazard, seks i opium, a za ich pomocą triady, z których najważniejszą był gang Zielonych – założony jeszcze w XVIII w. przez właścicieli łodzi transportujących produkty kanałami w głąb lądu.

Po przegranej wojnie opiumowej Chińczycy zostali zamknięci w starej części miasta, otoczonej murami jeszcze w 1553 r., a naokoło rozsiedli się Brytyjczycy, Francuzi, Amerykanie i Japończycy, którzy zaczęli budować miasto swoich marzeń. Szerokie aleje wysadzane drzewami, bogate wybrzeże, kafejki, dancingi, restauracje – wszystko według najnowszych mód z Zachodu.

Do dzisiaj jest tu ogromne skupisko domów art déco. Zachowały się, ponieważ komuniści po przejęciu w 1949 r. władzy przestali inwestować w Szanghaj – może trochę za karę za rozpustne życie, a może trochę ze strachu przed zdolnością Szanghaju do ciągłego stwarzania się na nowo?

Idę przez park na placu Ludowym. Dawniej urządzano tu wyścigi konne. Dziś można spotkać studentów, którzy naciągają na bardzo drogą herbatę, i starszych mieszkańców ćwiczących tai chi. Chmury odsłaniają sylwetki szarych budynków z rzędami równych okien. Dominują proste linie, geometryczne kształty, bogate zdobienia. Na czubkach dachów wieżyczki i piramidy. Współczesny, zakończony trójkątnymi uszami wieżowiec Tomorrow Square ma w sobie coś z Batmana. Nie zdziwiłabym się, gdybym na ziemi znalazła małe metalowe bumerangi w kształcie nietoperza.

Szanghaj - ulica Nankińska

Ulica Nankińska w Szanghaju, fot. Shutterstock.com

Batman mógłby przemknąć niezauważony przez pulsujący tłum na Nankińskiej, która ciągnie się stąd aż do nabrzeża. Jedna z najruchliwszych ulic zakupowych świata świeci, miga, błyszczy, przyciąga kolorami wystaw. Znajdziecie tu wszystko: od Tiffany’ego po McDonald’s. Na początku XX wieku cudzoziemcy przychodzili tutaj wieczorami do eleganckich herbaciarni, z których większość była po prostu luksusowymi burdelami i palarniami opium. Tego samego szukali Chińczycy dwie ulice dalej. Seks za jedną trzecią juana trwał krócej niż obcięcie paznokci.

Te dwa światy spotkały się na nabrzeżu rzeki Huangpu, gdzie biali w lnianych garniturach, z żonami w perłach na szyi przeciskali się do najbardziej eleganckich hoteli Szanghaju przez tłum żebraków, kulisów, a zdarzało się, że również przez tłum żałobników. Biedaków nie stać było na pogrzeb – wrzucali ciała zmarłych w skrzyniach do rzeki.

Szklane domy i shikumen

Po jej drugiej stronie rozciągała się ziemia niczyja. Nazywano ją nawet „złą stroną rzeki”. Na przełomie XIX i XX w. w slumsach mieszkali bezrobotni, imigranci, prostytutki, drobne złodziejaszki. Hazardziści, których opuściło szczęście, przychodzili się tu utopić. Morderstwa też były na porządku dziennym. W takim miejscu wychował się słynny szef gangu Zielonych – Du Yuesheng, który wspierał Czang Kaj-szeka w walce z komunistami.

Dziś to słynny Pudong: dzielnica najnowocześniejszych drapaczy chmur, chyba najszybciej rozwijające się miejsce na świecie (w 1980 r. zero wieżowców; dziś – ponad cztery tysiące). Sześć lat temu na ulicach miasta ze stali i szkła nie było absolutnie nikogo. Tylko zaparkowany pod płotem rower z doczepioną do bagażnika brytfanką wypełnioną żarzącymi się węglami, na której można było położyć cienkie wieprzowe szaszłyki, świadczył o tym, że ktoś tu może choć przez chwilę potrzebować drugiego człowieka. Dzisiaj ulice pełne są ludzi w kafejkach, omawiających zapewne ważne biznesy.

Inna atmosfera panuje w Xintiandi. Niedaleko starego miasta (które przyciąga głównie chińskich turystów – jedyna oryginalna część to ogrody Yuyuan) powstała dzielnica wyłączona z samochodowego ruchu. W odnowionych Shikumen – charakterystycznych dla Szanghaju szarych niewysokich budynkach z labiryntem pokoi i łukowatymi przejściami – otworzono galerie, autorskie sklepiki, restauracje.

Szanghaj - dzielnica Xintiandi

Fot. Shutterstock.com

Jeszcze więcej dawnego uroku ma Tianzifang – dzielnica położona trochę bardziej na zachód. Mniej tu lukru, a więcej prania suszącego się pomiędzy balkonami. Panie ubrane od stóp do głów w Chanel mijają się ze staruszkami w piżamach. Nad głowami turystów zwisają kable, a na ścianach budynków terkoczą zakurzone klimatyzatory. Małymi alejkami kluczy się pomiędzy kafejkami, sklepami lokalnych designerów i pracowniami miejscowych artystów.

„Pod trójką”

Na końcu i na początku zawsze trafiam na Bund; pas nad rzeką Huangpu, kiedyś należący do Brytyjczyków. Osuszyli tutejsze bagna i postawili jeden za drugim najpiękniejsze budynki Szanghaju. Pod trójką stoi słynne „Three on the Bund” – centrum handlowe z drogimi markami, galeriami i restauracjami, które uchodzą za najlepsze nie tylko w Szanghaju, ale w całych Chinach.

Pod dwunastką, w przysadzistym wieżowcu z czerwoną gwiazdą, mieściła się siedziba HSBC (Hongkong Shanghai Banking Corporation, założona w 1865 r.) – swego czasu największa siedziba banku na Dalekim Wschodzie. Pod trzynastką z wieżą ozdobioną zegarem przywiezionym z Londynu (który podczas rewolucji kulturalnej dwa razy dziennie wygrywał „Wschód jest czerwony” – nieoficjalny hymn ChRL z tamtych czasów) mieści się urząd celny.

Pod dwudziestką stoi dom Sassoona z miedzianą kopułą. Kiedyś uważany za najbardziej elegancki budynek Szanghaju, z marmurowymi podłogami, mozaikami art déco, witrażami. Dziś to część hotelu Peace, ze słynną jazzową orkiestrą.

Nocą stare budynki podświetlone są delikatnym pomarańczowym światłem. Ale tłum przychodzi tutaj nie po to – wszyscy patrzą na lewy brzeg. Rozbłyskują kolorami wieżowce Pudongu.

Szanghaj nocą

Fot. Shutterstock.com

Niebo rozcina wysoki na 492 m drapacz chmur World Financial Center, kształtem przypominający otwieracz do butelek. Okrągły taras widokowy wieży telewizyjnej błyska tęczowymi kolorami. Po rzece pływają statki oświetlone żółtymi lampionami. Na wielkim telebimie na Aurora Plaza wyświetla się „I love Shanghai”.

Już myślę o tym, kiedy znowu tu wrócę.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.