AUSTRALIA

Australia: wyprawa rowerowa przez czerwony kontynent

Marcin Gienieczko, 22.11.2011

Przeprawa wózkiem przez pustynię Gibsona

fot.: www.gienieczko.pl

Przeprawa wózkiem przez pustynię Gibsona
Darwin, północne rubieże Australii. Stąd bliżej do Papui Nowej Gwinei niż do Adelajdy, która jest moim celem. Na samym południu

Poompuję koła w swoim rowerze. Zamierzam przejechać jednośladem ponad cztery tysiące kilometrów przez północną, zachodnią, centralną i południową Australię. Pot zalewa ciało. Najgorsza w Darwin jest wilgotność. Panuje tu klimat tropikalny. W powietrzu wiszą gorące mgły. Jest strasznie duszno, zarówno w dzień, jak i w nocy. Nie lubię klimatyzacji, ale nawet ja muszę siedzieć pod nawiewem. Małgorzata Bowen, która mnie gości, na co dzień prawnik na Terytorium Północnym mówi, że teraz jest very nice, dopiero w grudniu zacznie się piekło. Po dziesięciu minutach przygotowania osprzętu rowerowego cały się lepię od potu. Koszulka przykleja się do ciała. Ciężko naciskam pedały. Wkrótce robię pierwszą przerwę. Wypijam litr wody jednym haustem.

NA TEMAT:

Welcome to West Australia

Zachodnia Australia pokryta jest charakterystycznym suchym buszem − to prawdziwa dzicz, ziemia nieucywilizowana, lecz jeszcze nie pustynia. Kraj myśliwych i poszukiwaczy złota. Droga do Kununurry to również przejazd przez majestatyczny Gregory National Park, to tutaj kręcono ujęcia do filmu „Australia”. Przed wjazdem do Zachodniej Australii muszę częściowo pozbyć się żywności − konkretnie owoców i warzyw. Australia ma bardzo restrykcyjne, wręcz dziwaczne przepisy dotyczące żywności nawet w obrębie własnego kraju. Koło Halls Creek rozpoczyna się legendarny szlak Canning Stock Route. To jeden z najtrudniejszych samochodowych szlaków na świecie, łamią się tam półosie. Trasa do Kununurry jest bardzo pagórkowata. W przyczepce wiozę dodatkowo worek z żywnością, dziennie piję około 6 litrów płynów. Co drugi, trzeci dzień na tej drodze zwanej Victoria Hwy spotykam kemping, gdzie stoi zbiornik z wodą. Każdy jadący samochodem może się zatrzymać i napić, uzupełnić kanistry. Przeprawiam się wzdłuż Wielkiej Pustyni Piaszczystej. Powietrze wręcz stoi, asfalt jakby parował na drodze. Dwa dni temu rozmawiałem z tutejszymi drogowcami, którzy stawiają znaki ostrzegawcze i informujące o zagrożeniach na drodze. Przestrzegali mnie szczególnie przed wężami, bo w razie takiego spotkania telefon satelitarny na nic się zda. Dziesięć najbardziej jadowitych gatunków węży żyje właśnie w Australii. „Takiego pechowca zabiera się do Perth helikopterem, aby podać surowicę. Albo się zdąży, albo nie. Węże są jak ciemna noc – mówią – trzeba palić ognisko, to je trochę odstraszy”. Docieram do Port Hedland. Miasteczko jest jednym z największych portów przeładunkowych rudy żelaza na świecie. Klimat jest tu ekstremalny, co kilka lat nawiedzają ten region cyklony, które niszczą wszystko na swej drodze. Czerwony pył rudy żelaza zwiewany z hałd i jadących pociągów wgryza się wszędzie, gdzie się da. To tutaj można spotkać najdłuższy pociąg na świecie – 8 lokomotyw, 7353 długości i tylko jeden maszynista. Trasę z kopalni rudy żelaza w Newman do Port Hedland pokonuje w 10 godzin. Droga w Australii ciągnie się jak wąż, aż po horyzont.

 

Cały artykuł przeczytać można w najnowszym wydaniu magazynu Podróże.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.