MAROKO

Z Agadiru do As-Sawiry przez Marrakesz. 800 kilometrów marokańskiej przygody

Joanna Szyndler, 4.04.2016

Maroko, As-Sawira

fot.: www.shutterstock.com

Maroko, As-Sawira
Z turystycznego dramatu Agadiru przenosimy się w pustynną bajkę Warzazat, akcja nabiera prędkości w Marrakeszu, by doczekać happy endu w romantycznej As-Sawirze. Oto Maroko!

Agadir

Bóg – Państwo – Król – z każdego niemal miejsca w Agadirze widać górujący nad miastem ogromny, ułożony z białych liter napis. I z głównego deptaka pełnego orientalnych knajp i budek z hamburgerami, na którym można nawet zapomnieć, że jest się w Maroku, i z długiej na prawie 10 kilometrów piaszczystej plaży, gdzie wygrzewają się spragnieni słońca wycieczkowicze. Monumentalne litery znikają, gdy wspinamy się na położoną na wzgórzu kazbę. To właściwie jedyny zabytek Agadiru, który w 1960 r. został praktycznie zmieciony z powierzchni przez potężne trzęsienie ziemi. Z samej twierdzy też pozostało niewiele, niestety więcej tu śmieci, sprzedawców pamiątek i ledwo żywych wielbłądów niż XVIII-wiecznych murów.

NA TEMAT:

Ze wzgórza jest najlepszy widok na miasto, cały Agadir widać jak na dłoni. Czy jednak jest piękny? Hotele, hotele i jeszcze więcej hoteli, aż po sam horyzont. Po tragedii z 1960 roku rozpoczęto odbudowę miasta jako największego kurortu wakacyjnego w Maroku. I rzeczywiście, większość wycieczkowiczów ląduje właśnie tutaj. Jednak poza plażą i hotelowym basenem niewiele mają do zobaczenia.

Jedziemy jeszcze do medyny, która właściwie tylko udaje zabytkową. Włoski architekt Coca Polizzi postanowił wiernie odwzorować starą część arabskich miast przy użyciu tradycyjnych technik i materiałów. Nowa-stara medyna położona jest jednak pośrodku niczego i ożywa jedynie, gdy do jej bram pukają turyści, otwierają się wtedy warsztaty z rękodziełem, sklepy z pamiątkami. Gdyby podróż ta skończyła się na Agadirze, ja, jako osoba, która plażować może co najwyżej przez 2 godziny w roku (a muszę przyznać, że słońca i piasku kurortowi odmówić nie można) powiedziałabym – o nie, Maroko, dziękuję!

Warzazat

Maroko, Warzazat

Maroko, Warzazat (shutterstock.com)

Z niziny szybko wjeżdżamy w ostre zakręty górskich tras, kierując się na wschód. Na północy rozciąga się łańcuch Atlasu Wysokiego, na południu pasmo o prawie połowę niższego Antyatlasu. Rzadko mijamy wsie i miasteczka, z pozoru monotonny widok na pozbawione roślinności skały wcale mnie jednak nie nudzi i przez większość drogi siedzę z nosem przyklejonym do szyby samochodu. Po paru ładnych godzinach i jeszcze ładniejszych zakrętach docieramy w końcu do Warzazat. Miasto zwane jest Bramą Pustyni, choć do saharyjskich wydm jeszcze prawie 200 km.

Po krótkim odpoczynku idziemy wraz z przewodnikiem Alim na zwiedzanie kazby Taourirt. Berberyjska forteca z gliny i słomy, wybudowana w XVII wieku, urzeka z zewnątrz, w środku świeci jednak pustkami, potomkowie królów wyprzedali meble i dekoracje. Ali zwraca nam uwagę na detale: okna w haremie skonstruowane tak, aby „widzieć, ale nie być widzianą”, zdobione stropy z cedrowego drewna, mozaiki, znane nam jako azulejo, które Maurowie rozpowszechnili w Hiszpanii i Portugalii. Z okien kazby widać kościół, który tak jak sąsiadujący z nim sąd, więzienie czy szpital, nie spełnia jednak swoich standardowych funkcji.

Welcome to Warzawood! – wita nas pracownik otwartego w 2007 r. Muzeum Kina. Wszystkie wspomniane wyżej miejsca wybudowano na potrzeby filmów, poczynając od serialu „Biblia”, który kręcono tu aż przez 11 lat! Dzisiaj styropianowe wnętrza służą jako atrakcja turystyczna, a oprócz nich zobaczyć można stare filmowe sprzęty czy magazyn kostiumów. Jeśli ktoś w Warzazat nie pracuje w turystyce, to najprawdopodobniej źródłem jego utrzymania jest przemysł filmowy. Statystuje czasem i połowa miasta, całe rodziny szyją stroje, pracują przy tworzeniu rekwizytów, młodzi pobierają lekcje aktorstwa, marząc o roli większej niż tylko ta przechodnia. Czemu akurat Warzazat stało sie Warzazwoodem? – Filmowcy mają tu wszystko, czego im potrzeba – wyjaśnia Ali – niesamowite plenery, piękną pogodę, dobrą infrastrukturę, międzynarodowe lotnisko, a i proponowane ceny są całkiem przystępne.

„Kleopatra” i „Gladiator” – w Studiu Atlas

Jedziemy do Studia Atlas, jednego z trzech ulokowanych w filmowym mieście, w którym od 1983 r. kręcone są megaprodukcje. Zaczęło się dobrze, bo od wielkiego hitu z udziałem Michaela Douglasa i Kathleen Turner pt. „Miłość, szmaragd i krokodyl”. I praktycznie co roku zjeżdżały tu wielkie gwiazdy. „Kleopatra”, „Gladiator”, „Asterix i Obelix: Misja Kleopatra” to tylko niektóre produkcje rodem z Warzazwood. Spacerujemy po ogromych przestrzeniach studia, przenosząc się a to do Egiptu, a to do Judei, by w końcu znaleźć się w tak zaskakującym miejscu, jak... Tybet! Tutaj bowiem kręcono również głośny film Martina Scorsese „Kundun”, a replikę tybetańskiej świątyni wykorzystano także później w filmie o ucieczce polskiego oficera z sowieckiego łagru „Niepokonani” z Colinem Farrellem.

Marrakesz

Ogromny plac Dżamaa al-Fina ożywa po zmroku. Rozstawiają się garkuchnie, pachną grillowane mięsa, zbierają się turyści, zaklinacze węży, uliczni kuglarze rozpoczynają występy. W jednym z magików z największego placu marrakeszańskiej medyny zakochała się grana przez Kate Winslet hipiska Julia. Dzieci-kwiatów w latach 70. tutaj nie brakowało, zjeżdżali z zachodniej Europy w poszukiwaniu lokalnej marihuany i silnych wrażeń. Choć te czasy minęły, słynny plac Dżamaa al-Fina pozostał najbardziej barwnym i gwarnym punktem w Marrakeszu, do którego trafiamy po pokonaniu tysiąca zakrętów w drodze z Warzazat.

Dżamaa al-Fina to też przedsionek ogromnego suku, wypełnionego lokalnymi przyprawami, wyrobami ze skóry, barwionymi tkaninami. Oprócz poszukiwaczy wakacyjnych pamiątek przechadzają się po nim mieszkańcy starej części miasta – od Marokanek w spódniczkach mini po kobiety zasłonięte od stóp do głów. One lepiej znają ceny i zasady targowego życia. – Olejek arganowy na zmarszczki i wypadanie włosów, olejek pomarańczowy dobry na stres, nerwy, bezsenność – wymienia jednym tchem, bezbłędnym polskim młody i uroczy sprzedawca jednego ze sklepów z kosmetykami. Tutejsi handlowcy opanowali sztukę bajerowania do perfekcji, wychodzę więc ze sklepiku z siatką nieco zbędnych balsamów i odżywek.

Pożegnanie ze sklepikarzami i co teraz? W którą iść stronę? Nie zgubić się w krętych, nieco mrocznych i podobnych do siebie uliczkach to wyczyn. Tutejsze dzieciaki specjalizują się więc w wyłapywaniu przestraszonych turystów i wyprowadzaniu ich za rękę z labiryntu. Punktem, który pomoże w orientacji po wydostaniu się z bazaru (a dobrowolnie spędzić tu można parę ładnych godzin) będzie blisko 70-metrowy minaret meczetu Kutubijja, zarazem najważniejszego zabytku Marrakeszu. Powstał w XII wieku w miejscu poprzedniej świątyni, źle zorientowanej wobec Mekki. Dla niewiernych jest on jednak zamknięty.

As-Sawira

Przez oliwne i arganowe gaje kierujemy się do As-Sawiry. Po drodze mijamy drzewa, na które wskakują pozornie niezgrabne kozy, aby skubnąć sobie zielone co nieco. Zwierzaki te są ważnym ogniwem w produkcji oleju, z którego słynie całe Maroko. Trudne do rozłupania owoce zbiera się po wydaleniu przez kozy, myje, następnie rozłupuje, suszy, praży i mieli. A potem nakłada się na twarz, włosy, na co kto lubi.

Po wizycie w kooperatywie, gdzie kobiety w tradycyjny sposób zajmują się wytwarzaniem olejku, docieramy w końcu do portowego miasta As-Sawira. Z tarasu knajpy urządzonej na dachu budynku spoglądam na białe mury miasta położonego nad brzegiem Atlantyku. Wiatr od wody, pisk mew i niebieskie okiennice dodają temu miejscu uroku. Niegdyś ważny port, miejsce spotkań kupców europejskich, żydowskich, arabskich i tych z głębi Afryki, na wiele lat popadł w zapomnienie. Europa przypomniała sobie o nim ponownie, znów za sprawą filmu – nakręconego w 1952 r. „Otella” w reżyserii Orsona Wellesa. Dziś chętnie przyjeżdżają tu turyści, choć raczej ci indywidualni, nie nastawieni na all inclusive. Połów ryb pozostał jednak ważnym elementem życia As-Sawiry.

Przez bramę obronnego muru przechodzę do portu, gdzie ciasno, jedna obok drugiej, przymocowano niebieskie łódki i większe drewniane kutry. Już dawno po połowach, teraz jest czas targowania i handlu. Na foliach, płachtach, na drewnianych skrzynkach każdy rozłożył rezultat dzisiejszych trudów na morzu. Wśród ton sardynek można tu nawet znaleźć małe rekiny, płaszczki, węgorze. Zbliża się wieczór, a że As-Sawira zwrócona jest na zachód, kieruję się w stronę plaży, aby znaleźć dogodne miejsce na codzienny spektakl. Przysiadam na pobielanym murku i gapię się na mijający zbyt szybko zachód słońca. Pełen romantyzm. No dobra, może ciut brudny i śmierdzący rybą, ale za to jaki piękny.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.