INDIE

INDIE Nad świętą rzeką Ganges – Riszikesz

Andrzej Meller, 10.09.2014

Indie - Riszikesz. Rzeka Ganges

fot.: Opis Zagreb, shutterstock.com

Indie - Riszikesz. Rzeka Ganges
Jest prawie 50 st. C w słońcu. Tysiące pielgrzymów przeciskają się przez wiszący nad Gangesem most w Lakś Mandziuli, żeby dostać się do świątyni Sziwy. Pomiędzy nimi, trąbiąc, lawirują motocykliści, mleczarze na rowerach obwieszeni bańkami, święci mężowie sadhu, zaklinacze kobr i pytonów.

INDIE Święte miasto Riszikesz

Po linach utrzymujących most skaczą białe lemury, wykradając ludziom banany i lody. Nad brzegiem świętej rzeki trwa poranna pudźa - rodzaj modlitwy do Sziwy, który kazał Gangesowi rozlać się po okolicy, gdy ten, nie chcąc opuszczać raju, miał zamiar z impetem uderzyć w ziemię. Wszędzie unosi się zapach palonego haszyszu, ale obowiązuje ścisła prohibicja i wegetarianizm. Właśnie przyjechałem do jednego z najświętszych miejsc hinduizmu. Tu, w okolicy Riszikeszu, tych świętych miejsc pielgrzymkowych jest kilkanaście.

Do źródeł rzeki wysoko w Himalajach jest stąd 260 km - to 12 godzin jazdy dżipem po urwistych serpentynach. Po drodze z Hardiwaru przez Badrinat, Kedarnat, Gangotri aż do źródeł nad Yamunotri są setki aśramów jogi, astrologii, reyki i medytacji, które pomagają w dotarciu do oświecenia, osiągnięciu harmonii i zdobyciu wiedzy.

Do Riszikeszu i innych świętych miejsc czerpiących moc z Gangi przyjeżdżają głównie hindusi, ale także tysiące turystów ze świata. Połowa z nich to prawdziwi pasjonaci jogi, którzy chcą potem otworzyć na świecie swoje szkoły lub po prostu ćwiczyć. Druga połowa to potomkowie dzieci kwiatów. Młodzież w wieku od 20 do 60 lat napawa się magiczną atmosferą miejsca inaczej - siedzi całymi dniami w knajpkach nad rzeką, rolując jointy i opowiadając kombatanckie historie z demonstracji alterglobalistów; przeżywa ocieplanie się klimatu na ziemi i jest dumna, że nie płaci nikomu podatków. Przygrywa przy tym na gitarach, didżiridu i bębnach.

NA TEMAT:

Sadhu

"Jakiego dnia się urodziłeś?", pyta mnie Elina, Rosjanka z Łotwy. "28 marca", odpowiadam. "W takim razie nie możesz spotykać się z kobietami urodzonymi 9. dnia miesiąca. Pozabijacie się", mówi. Dalej tłumaczy dlaczego, ale nic z tego nie rozumiem. Radzi mi, żebym poszedł do astrologa, a ten po paru dniach obliczeń i patrzenia w gwiazdy da mi dokładny wydruk z danymi, o której powinienem się kłaść spać, co jeść, z kim i jak żyć.

Za mostem obok świątyni Sziwy siedzi ubrany na czerwono brodaty sadhu z pomalowaną kolorowymi farbkami twarzą. Oferuje pielgrzymom i turystom zrobienie sobie z nim zdjęcia - jak z niedźwiedziem na Krupówkach. To jeden z tych fałszywych, podrabianych świętych mężów, którzy odziali kolorowe szaty i porzucili rodzinne domy w celach merkantylnych i przygodowych, nie duchownych.

Ci prawdziwi poszukują oświecenia w aśramach i odludnych pieczarach w górach nad rzeką. Porzuciwszy życie materialne, rodziny, wywodzący się niekiedy z bogatych i wykształconych kast, teraz chodzą wzdłuż rzeki i całych Indii, żyjąc z datków, które dadzą im pielgrzymi. Skuleni pomiędzy głazami zastygają w skomplikowanych pozycjach jogi, by po chwili wyjąć specjalną fajkę do palenia haszyszu i nabić ją gramem narkotyku. O ile narkotyki są w większości indyjskich stanów zakazane, na sadhu nikt nie zwraca uwagi. Palą, gdzie chcą i ile chcą. Podobno mogą mieć ze sobą w kieszeni do "celów duchowych" około kilograma brązowej plasteliny. Przejście od źródeł do ujścia Gangesu zajmuje im ponoć średnio sześć lat.

INDIE W rytmie Beatlesów

Riszikesz rozsławili na cały świat Beatlesi, za którymi pojechały tam ekipy telewizyjne i reporterzy z gazet. John Lennon, Paul McCartney, George Harrison i Ringo Starr przyjechali tu zimą 1968 r., by w aśramie prowadzonym przez guru Maharisziego Maheśa Jogiego zgłębiać tajemnice transcendentalnej medytacji. Na początku muzycy byli zachwyceni guru, jego pacyfizmem, dietą wegetariańską i praktykami medytacyjnymi. Harrison wyprawił tu nawet swoje 25. urodziny. W leżącym niedaleko miasteczku Dehra Dun do dziś mieszkają indyjscy muzycy, którzy podczas urodzinowego party grali z Beatlesami na indyjskich instrumentach. Rockmani szybko jednak rozczarowali się. Prawdopodobnie ich wybujałe oczekiwania i wyobrażenia o tym, czego mogą się nauczyć w egzotycznych, mitycznych Indiach, zderzyły się z rzeczywistością, a ich guru okazał się naciągaczem, który - jak głosi legenda - obiecał kalifornijskiemu milionerowi nauczyć go lewitowania, czy wręcz latania. Ponadto sam miał problemy ze stosowaniem zasad, których nauczał. Namawiał np. do wstrzemięźliwości seksualnej, a po zajęciach usilnie bałamucił uczennice.

Międzynarodowa Akademia Medytacji, w której uczyli się Beatlesi, znajduje się pod Ramdżulą, parę kilometrów od Riszikeszu. Dziś na zarośniętym dżunglą wzgórzu pozostały zrujnowane budynki, w których mieszkali wyznawcy guru. Na dachu jednego z nich stoją przypominające wielkie grzyby domki, w których medytowali uczniowie. Pewnie też z tego najwyżej położonego budynku chciał się unieść w niebiosa płacący za nauki ogromne sumy Amerykanin. Naokoło rozpościera się majestatyczna panorama przednóża Himalajów i dolina zalana Gangą.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.