IZRAEL

Wokół Morza Martwego. Masada, Ein Gedi i inne ciekawe miejsca

Klara Syrewicz, 28.03.2014

Izrael

fot.: www.shutterstock.com

Izrael
Nieopodal brzegu pokrytego białymi kryształkami soli, ludzie unoszą się jak boje na wodzie. W cieniu księżycowych pejzaży Pustyni Judzkiej bulgoczą źródła siarkowe i kadzie z leczniczym błotem - zwiedzam Masadę i odpoczywam nad Morzem Martwym.

 Wspólnym doświadczeniem Polaków odwiedzających Izrael jest osobliwe poczucie deja vu: wprawdzie otoczenie nieznajome, ale nazwy miast na drogowskazach czy postacie historyczne pojawiające się w muzealnych opisach wywołują cały wachlarz skojarzeń. I tak jadąc z Jerozolimy nad Morze Martwe, wypatruję na mapie miasta Jeryho i Kanaan, a przydrożna tablica kieruje mój wzrok na skałę, która według legendy jest zamienioną w słup soli żoną Lotta. Nagle ożywają opowieści biblijne, które czytałam w dzieciństwie.

IZRAEL MASADA

Jedziemy brzegiem nieruchomej tafli Morza Martwego do podnóża góry, na szczycie której leży twierdza Masada. Za chwilę wjedziemy kolejką linową na wysokość 440 m, na spalony słońcem rozległy płaskowyż. W 66 r. n.e., gdy tereny wokół Morza Martwego opanowali Rzymianie, grupa żydowskich rebeliantów, zwanych zelotami, odgrodziła się w tej trudno dostępnej twierdzy. Wytrzymali dwa lata, otoczeni licznymi obozami rzymskiej armii, których ślady do dziś pozostają widoczne u podnóża góry. We współczesnym Izraelu historia Masady stanowi państwotwórczą legendę i każdego roku rekruci armii izraelskiej składają tu przysięgę wojskową. Odbywają się tu także koncerty operowe na świeżym powietrzu, co w gruncie rzeczy bardziej pasuje do pierwotnej roli, jaką odgrywała Masada...

Oryginalne zabudowania Masady nie miały militarnego charakteru, lecz pełniły funkcję luksusowej rezydencji. Sto lat przed buntem zelotów, w 30 r. p.n.e., niedostępny pałac oraz całe miasteczko je obsługujące wybudował król Herod Wielki. Do dziś znajdziemy tu ruiny marmurowych łaźni, zdobione kolumny i podłogowe freski, świadczące o wyjątkowym przepychu, jaki udało się wskrzesić na tym jałowym pustynnym płaskowyżu. Herod Wielki przenosił się do Masady w okresie letnim, co wydaje się niedorzeczne (temperatury sięgają wtedy 40 stopni C), dopóki człowiek nie przejdzie się w stronę zbocza, na którym mieścił się pałac: wieją tam silne wiatry, które skutecznie chłodzą powietrze. Jeszcze bardziej zaskakuje fakt, że wokół siedziby króla rósł niegdyś ogród, nawadniany siecią kanałów i zbiorników wykutych w skale. System doprowadzania wody na górę wciąż może budzić niedowierzanie: jest to majstersztyk starożytnej inżynierii. Choć i tak nie to robi największe wrażenie. Ze szczytu Masady roztacza się bowiem olśniewający widok.

NA TEMAT:

Morze Martwe

Nic dziwnego, że Morze Martwe uważane jest za jeden z naturalnych cudów świata. Nie dość, że jest tu pięknie, miejsce to jest jedyne w swym rodzaju. Morze Martwe, najniższy punkt na Ziemi (422 m p.p.m.) posiada również największą koncentrację minerałów. Powietrze nasycone bromkami o naturalnych właściwościach rozprężających sprawia, że człowiek łatwo się wycisza i śpi głębokim snem. W wyniku tak niskiego położenia powietrze jest także bogatsze w tlen (występuje odwrotny fenomen niż doświadczana przez alpinistów płytkość oddechu na wysokościach). Nawet słońce nie powoduje takich spustoszeń, ponieważ jest tu tak nisko, promienie UV docierają na Ziemię ze zmniejszoną intensywnością. Na to wszystko składa się jeszcze element upiększający: wysokie stężenie magnezu, wapnia, siarki i sody w Morzu Martwym działa leczniczo na cerę. A wszystkie te składniki, w jeszcze bardziej skoncentrowanej formie, zawarte są w błocie, które wypływa z siarkowych źródeł, położonych nieopodal brzegu. Postanawiam wybrać się do miejsca, gdzie będę mogła na własnej skórze doświadczyć tych wszystkich dobrodziejstw.

SPA HERODA

Kąpielisko publiczne Ein Gedi Spa zachwala w swoim przewodniku, że już antyczni celebryci, tacy jak Kleopatra, król Herod, czy królowa Saby zażywali tu kąpieli i okładali się leczniczym błotem. Choć mam zamiar uczynić to samo, po bliższych oględzinach wydaje mi się to mało zachęcające: w wielkich kontenerach kipi gorąca czarna maź. Na szczęście i tym razem mogę przywołać wspomnienia z dzieciństwa: ostatecznie nie pierwszy raz tarzam się w błocie. Efekt jest nadspodziewanie przyjemny. Należy jedynie unikać kontaktu z oczami, zwłaszcza podczas spłukiwania. Gdy kończę zmywać błoto pod jednym z pryszniców postawionych nieopodal kontenerów, podjeżdża mała kolejka elektryczna, wożąca kuracjuszy nad brzeg morza. Korzystam z niej z dużą ulgą. Kilkumetrową trasę mogłabym pokonać na piechotę, lecz jestem boso - eksperyment, który odradzam komukolwiek, kto poruszałby się w tym terenie. Bez klapek lub gumowych sandałów ani rusz.

NIEZIEMSKA KĄPIEL

Morze Martwe jest tak zwanym akwenem terminalnym - ubywa w nim wody jedynie poprzez odparowywanie. Dziesięciokrotnie większe stężenie soli niż w Morzu Śródziemnym sprawia, że człowiek unosi się na powierzchni jak korek. Oczywiście żadne żywe organizmy - poza kilkoma zahartowanymi bakteriami - nie mogą przeżyć w takim środowisku, stąd owa ponuro brzmiąca nazwa. Wystarczy jednak się przekonać jak dobroczynne efekty na zdrowie mają kąpiele w Morzu Martwym, aby odgonić wszelkie złe skojarzenia. Samo zanurzenie się w tych wodach jest nadzwyczajnym doświadczeniem: przypomina zawieszenie w kosmicznej próżni. Tekstura wody też zdaje się wytworem innego świata: czysta, miękka, gęsta - jak jedwab. Ciało przestaje odczuwać siłę grawitacji, człowiek jest lekki, a wraz z ciężarem ciała ulatniają się wszystkie stresujące myśli.

MASADA, MORZE MARTWE, EIN GEDI NA ZDJĘCIACH

Izrael, Masada

Izrael Masada / fot. Andrew Seaman, CC BY-ND, Źródło: Flickr.com/photos/inthe-arena/11805527865/

IZRAEL EIN GEDI - Z WIDOKIEM NA JORDANIĘ

Po wyjściu z Ein Gedi Spa wsiadam do małego busa, który pnie się krętą drogą na wzgórza, do parku narodowego Ein Gedi. Mieści się tu kibuc o tej samej nazwie, słynny w całym Izraelu dzięki osiągnięciom w dziedzinie botaniki: w rozłożystym ogrodzie kibucu rosną rzadkie kwiaty, drzewa, kaktusy i krzewy pochodzące z całego świata. Niewiarygodne jest to, że roślinność sprowadzana z tak odmiennych stref klimatycznych doskonale się tu przyjęła.

Przy ciężkich od pyłku kwiatach hibiskusa latają kolibry, na drzewach śpiewają słowiki i wokół wijących się krzewów pustynnych róż kłębią się setki motyli - wiosna objawia się tu eksplozją frenetycznej aktywności i kolorów. Obiad podawany jest w kibucowej stołówce; restauracja jest samoobsługowa, bez zbędnej parady i ze spartańskim wystrojem. Wybieram zestaw hummusu z falafelem, świeżą sałatą, grillowanymi warzywami, ostrym sosem i chlebem pita. Jak każdy Polak na obczyźnie, trochę kombinuję: układam własnej roboty kanapkę i wychodzę z nią na taras pobliskiej kawiarni, znajdującej się obok recepcji. Przy stoliku pod ogromnym baobabem zasiadam do obiadu w towarzystwie leniwych kibucowych kotów.

Na zakończenie, pamiętając o prezentach z wyjazdu, wybieram się w pobliskim Ein Bokek do sklepu z kosmetykami produkowanymi na bazie minerałów z Morza Martwego. Wychodzę biedniejsza o kilkaset szekli, z całym kompletem próżniowo pakowanych półlitrowych saszetek, wypełnionych czarnym błotem. Po co inwestować w półśrodki: ciekawiej będzie rozdać koleżankom paczki, aby same mogły w domowym zakresie doświadczyć mineralnej odnowy w oryginalnej wersji (i przy okazji mieć z tego dobrą zabawę). Ciekawe tylko, czy polubią ten siarczany zapach?

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.